,

Polexit, coraz częściej słyszymy to słowo w rozmowach, dyskusjach publicystów, dyskursie politycznym. Niektórzy uważają, iż polexit jest procesem, który już się zaczął. Inni twierdzą, iż jest to zupełnie nieprawdopodobne wydarzenie.Wiemy też jednak, że szczególnie w ostatnim czasie, prawdopodobieństwo zaistnienia wydarzeń nieprawdopodobnych znacząco wzrosło (dla przykładu Trump, brexit, po tej niedobrej stronie aktualnego „międzynarodowego rachunku strat i zysków”, Macron po tej bardziej pozytywnej).

Sądzę, że polexit jako jednorazowe wydarzenie, konkretna decyzja polityczna, jest bardzo mało prawdopodobny. Żaden polski premier nigdy nie podpisze decyzji o wyjściu z Unii i żaden rząd przy zdrowych zmysłach nie ogłosi referendum w tej sprawie. Chyba że doszłyby w Polsce do władzy siły absolutnie ekstremistycznie antyunijne. My, Polacy, w trudnych momentach zachowujemy się jednak racjonalnie i do tego nie dopuścimy.

Brexit jako czysto polityczna decyzja, bez rozważenia konsekwencji dla całości życia obywateli, jak i wywołany nim polityczny chaos w Wielkiej Brytanii wyznaczający przebieg negocjacji, skutecznie odstraszają tych, którzy chcieliby pójść tą drogą. W szczególności gdy coraz bardziej oczywiste stają się tego ekonomiczne koszty.

Polsce grozi natomiast całkiem realnie inny scenariusz. Polexit nie musi osiągnąć stanu formalnego opuszczenia Unii Europejskiej. Może on po prostu oznaczać osiągnięcie stanu maksymalnej marginalizacji politycznej Polski, podbudowanej utratą zaufania do Polski jako państwa członkowskiego. W rezultacie odrzucenia przez polski rząd działający na szczeblu unijnym w imieniu nas, obywateli Polski, fundamentów integracji europejskiej, europejskiej racji stanu, europejskiej suwerenności, praworządności, roli Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, nie będziemy postrzegani jako integralna część tej całości, w której zaufanie i solidarność są chlebem powszednim. Jesteśmy dość blisko takiego momentu.

To, co polski rząd robi w relacjach z Unią, jest faktycznie bezprecedensowym widowiskiem i pośmiewiskiem dla całej Europy. Skala kumulujących się naruszeń prawa i wartości jest niespotykana. Brak woli do porozumienia z Brukselą jest demonstrowany przy każdej niemal okazji. Krok po kroku podmywane są instytucje demokratycznego państwa prawa. Jego likwidacja w Polsce sprawia, że przestajemy spełniać kryteria członkostwa w Unii. Już dzisiaj nasza pozycja polityczna jest na tyle osłabiona, że można powiedzieć, iż ciągle będąc członkiem Unii, przestaliśmy być członkiem pełnowartościowym.

Reprezentowana przez rząd odrębność koncepcji przyszłości Unii sprawia, iż nie mieścimy się w głównym nurcie istotnych politycznych decyzji unijnych. Sami się marginalizujemy, szukając „alternatywnych polityk zagranicznych” , czy to w postaci Trójmorza, czy to przerzucania w nieoczekiwanych momentach zwrotnicy w kierunku Waszyngtonu. W tych konwulsyjnych ruchach widać naszą nieusuwalną potrzebę poszukiwania „sojuszy egzotycznych”, jak to kiedyś nazwał Stanislaw Cat-Mackiewicz.

Jestem natomiast przekonana, że władze Polski, przy całej antyunijnej retoryce, napastliwości wobec instytucji europejskich czy poszczególnych komisarzy (Timmermans) i tym nieszczęsnym szukaniu „alternatyw”, jednak nie chcą świadomie wyjść z Unii. Bo rządzący też widzą, ile korzyści Polska odniosła z członkostwa. Studiują badania opinii publicznej w sprawie integracji europejskiej. A wielu polityków rządzącej partii odnosi sukcesy w wyborach na poziomie lokalnym, dlatego że mogą dysponować na swoim terenie pieniędzmi europejskimi.

Myślę, że formalnego polexitu nie będzie. Nastąpi jednak, prędzej czy później, polexit faktyczny, na poziomie przesunięcia się do drugiego kręgu integracji. Formalnie z Unii nie wystąpimy, ale znajdziemy się poza jej rdzeniem. Odejście Brytyjczyków zredukuje znaczenie państw członkowskich spoza obszaru wspólnej waluty. Szczególnie, jeśli te państwa same będą tak mocno inwestować w odrębność. Nikt dziś nie przejmuje się w Unii pomysłami na Trójmorze czy jakimkolwiek innym pomysłem na odrębność jakiejś grupy państw.

Taki „półpolexit”  będzie polegał na tym, że będziemy członkiem Unii „drugiego kręgu”, na zewnątrz grupy coraz bardziej się integrującej wokół wspólnej waluty. Siłą rzeczy nie będziemy też uczestniczyć we wspólnej polityce obronnej. Mimo iż włączyliśmy się po krótkim wahaniu w budowę unii obronnej, nasz stosunek wobec PESCO jest lekko obojętny. Pozostajemy na marginesie wspólnej polityki zagranicznej. Nasza aktywność w kształtowaniu polityki migracyjnej nie ma nic wspólnego z solidarnością i poczuciem współodpowiedzialności. Od czasu do czasu spontanicznie tworzymy własną protrumpowską politykę  transatlantycką.

Będziemy więc nadal członkiem Unii, ale w stanie pewnej hibernacji, biernie i coraz bardziej marginalnie.

Taki stosunek do wspólnoty europejskiej oznacza de facto może nie tyle wyjście z Unii, ale odejście od Unii. Jej wartości. Jej przyszłości. Naszych korzyści i naszej odpowiedzialności. Ten scenariusz jest już realizowany.

Z tym niepokojem, ze świadomością tych zagrożeń musimy iść do wyborów europejskich.

Tekst napisany dla internetowego serwisu tygodnika Polityka, dostępny również tutaj.